Index   Back Top Print

[ AR  - DE  - EN  - ES  - FR  - IT  - PL  - PT ]

NABOŻEŃSTWO POKUTNE

"24 GODZINY DLA PANA"

HOMILIA OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA

 Kościół parafialny Matki Bożej Łaskawej w Rzymie  
 Piątek, 17 marca 2023 r.

[Multimedia]

___________________________

CELEBRAZIONE DELLA PENITENZA 
E ATTO DI CONSACRAZIONE AL CUORE IMMACOLATO DI MARIA

OMELIA DEL SANTO PADRE FRANCESCO

Basilica di San Pietro
Venerdì, 25 marzo 2022

[Multimedia]

___________________________

„To wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę” (Flp 3, 7). Tak oświadcza święty Paweł w pierwszym czytaniu, które właśnie usłyszeliśmy. A jeśli zadamy sobie pytanie, jakich rzeczy nie uważał już w swoim życiu za zasadnicze, ciesząc się nawet ich stratą, aby móc znaleźć Chrystusa, uświadomimy sobie, że nie chodzi o realia materialne, ale o „bogactwa religijne”. To prawda: był człowiekiem pobożnym, gorliwym, obowiązkowym i przestrzegającym zasad faryzeuszem (por. w. 5-6). Jednak ten religijny zwyczaj, który mógł być zasługą, chlubą, świętym bogactwem, był w istocie dla niego przeszkodą. Dlatego Paweł mówi: „wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa” (w. 9). To wszystko, co postrzegał jako prestiż, swoistą sławę…; „uznaję za stratę: dla mnie ważniejszy jest Chrystus”.

Ten, kto jest zbyt pewny siebie i swojej religijnej „doskonałości”, uważając się za sprawiedliwego i lepszego od innych – ileż razy dzieje się to w parafii:  „ja jestem z Akcji Katolickiej, ja idę pomóc księdzu, ja zrobię zbiórkę… ja, ja , ja, ileż razy zdarza się, że myślisz, że jesteś lepszy od innych; każdy, we własnym sercu niech zastanowi się czy to zdarzyło się kilka razy. Taki człowiek jest zadowolony z faktu, że ocalił pozory; czuje się „w porządku”, ale w ten sposób nie może uczynić miejsca dla Boga, ponieważ nie odczuwa Jego potrzeby. Wiele razy, „czyści katolicy”, czyli tacy którzy czują się w porządku, bo chodzą do parafii, bo chodzą w niedzielę na Mszę św., i chwalą się, że są sprawiedliwi: nie, ja nie potrzebuję niczego, Pan mnie zbawił”. Co się stało? Miejsce Boga zajmuje jego własne „ja” i dlatego, choć odmawia modlitwy i wypełnia święte obrzędy, tak naprawdę nie rozmawia z Panem. To co czyni, to monologi a nie dialog, nie modlitwa. Dlatego Pismo Święte przypomina, że tylko „modlitwa ubogiego przenika chmury” (Syr 35, 21), ponieważ tylko ubogi w duchu, który czuje się potrzebującym zbawienia i błagającym o łaskę, staje przed Bogiem bez okazywania zasług, bez domagania się czegoś, bez udawania: nie ma nic i dlatego znajduje wszystko, bo znajduje Pana.

Jezus daje nam tę naukę w wysłuchanej przez nas przypowieści, (por. Łk 18, 9-14). Jest to historia dwóch ludzi, faryzeusza i celnika, którzy obaj idą do świątyni, aby się modlić, ale tylko jeden dociera do serca Boga. Przed tym, co robią, jest postawa fizyczna, który przemawia: Ewangelia mówi, że faryzeusz modlił się „stojąc” z podniesionym obliczem (w. 11), podczas gdy celnik, „stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu” (w. 13), ze wstydu. Zastanówmy się przez chwilę nad tymi dwoma postawami.

Faryzeusz stoi. Jest pewny siebie, stoi wyprostowany i triumfuje jako ten, którego należy podziwiać za jego doskonałość, jak jakiś wzorzec. W tej postawie modli się do Boga, ale w rzeczywistości celebruje siebie samego: uczęszczam do świątyni, zachowuję przykazania, daję jałmużnę... Formalnie jego modlitwa jest nienaganna, na zewnątrz widać człowieka pobożnego i oddanego, ale zamiast otworzyć się na Boga, przynosząc mu prawdę swojego serca, maskuje w obłudzie swoje słabości. Wiele razy nakładamy makijaż na nasze życie. Ten faryzeusz nie oczekuje zbawienia Pana jako daru, ale niemal domaga się go jako nagrody za swoje zasługi. „Wypełniłem swoje obowiązki a teraz daj mi nagrodę”. Ten człowiek podchodzi bez wahania w kierunku ołtarza Bożego, z podniesionym czołem, aby zająć swoje miejsce, w pierwszym rzędzie, ale zagalopowuje się, stawiając siebie samego przed Bogiem!

Natomiast drugi, celnik, stoi z daleka. Nie stara się o wyrobienie sobie miejsca, pozostaje z tyłu. Ale właśnie ten dystans, który ukazuje jego grzeszność w stosunku do świętości Boga, pozwala mu doświadczyć błogosławieństwa i miłosiernego uścisku Ojca. Bóg może dotrzeć do niego właśnie dlatego, że pozostając w oddaleniu, ten człowiek uczynił dla Niego miejsce. Nie mówi o sobie, mówi prosząc o przebaczenie, mówi patrząc na Boga. Jakże prawdziwe jest to także dla naszych relacji rodzinnych, społecznych i kościelnych. Prawdziwy dialog istnieje wtedy, gdy umiemy zachować pewną przestrzeń między nami a innymi, zdrową przestrzeń, która pozwala każdemu oddychać, nie być wchłoniętym ani zniszczonym. Wtedy ten dialog, to spotkanie może skrócić dystans i stworzyć bliskość. Tak dzieje się również w życiu owego celnika: zatrzymując się w głębi świątyni, rozpoznaje siebie w prawdzie takim, jakim jest, grzesznikiem, przed Bogiem: dalekim, i w ten sposób pozwala, że Bóg zbliża się do niego.

Bracia, siostry, pamiętajmy o tym: Pan przychodzi do nas, kiedy dystansujemy się od naszego zarozumiałego „ja”. Zastanówmy się: „Czy jestem zarozumiały? Czy uważam się za lepszego od innych? Czy patrzę na kogoś z pogardą? „Dziękuję Ci, Panie, ponieważ mnie zbawiłeś i nie jestem jak ci ludzie, którzy nic nie rozumieją, chodzę do kościoła, chodzę na Mszę Świętą; wziąłem, wzięłam ślub w kościele, ci są rozwiedzeni grzesznicy...”: czy twoje serce jest takie? Pójdziesz do piekła. Aby zbliżyć się do Boga, trzeba powiedzieć Panu: „Jestem pierwszym z grzeszników, a jeśli nie wpadłem w największy brud, to dlatego, że Twoje miłosierdzie wzięło mnie za rękę. Dzięki Tobie, Panie, żyję; dzięki Tobie, Panie, nie jestem zniszczony przez grzech”. Bóg może skrócić dystanse wobec nas, kiedy uczciwie, bez udawania przynosimy Jemu naszą słabość. Wyciąga rękę, by nas podnieść, gdy potrafimy „sięgnąć dna” i powierzamy się Jemu w szczerości serca. Taki jest Bóg: czeka na nas na dnie, bo w Jezusie chciał „pójść na dno”, ponieważ nie boi się zejść w otchłanie, które są w nas, dotknąć ran naszego ciała, przyjąć nasze ubóstwo, przyjąć porażki życiowe, błędy, które popełniamy na skutek słabości lub zaniedbania, a wszyscy je popełniliśmy. Bóg czeka tam na nas, w głębi, czeka na nas szczególnie kiedy z wielką pokorą idziemy prosić o przebaczenie w sakramencie spowiedzi, jak to uczynimy dzisiaj. Tam na nas czeka.

Bracia i siostry, zróbmy dziś rachunek sumienia, każdy z nas, bo zarówno faryzeusz, jak i celnik są w nas. Nie chowajmy się za obłudą pozorów, ale ufnie powierzmy miłosierdziu Pana nasze nieprzejrzystości, nasze błędy. Pomyślmy o naszych błędach, nędzach, nawet tych, którymi nie potrafimy się podzielić z powodu wstydu, i to jest w porządku, ale trzeba je pokazać u Bogu. Kiedy idziemy do spowiedzi stańmy z tyłu, jak celnik, aby rozpoznać dystans, jaki dzieli nas między tym, co Bóg wymarzył dla naszego życia, a tym, jacy naprawdę jesteśmy na co dzień: nędzarzami. I w tym momencie Pan zbliża się, skraca dystans i stawia nas na nogi; w tym momencie, gdy uznajemy nasze ogołocenie, przyodziewa nas w szatę godową. I to jest, i taki musi być sakrament pojednania: świąteczne spotkanie, które leczy serce i pozostawia w nim pokój; nie ludzki trybunał, którego trzeba się bać, lecz Boski uścisk, który daje pociechę.

Jedną z najpiękniejszych rzeczy w tym, jak Bóg nas przyjmuje, jest czułość uścisku, którym nas obdarza. Jeśli czytamy o tym, jak syn marnotrawny powraca do domu (por. Łk 15, 20-22) i zaczyna mówić, ojciec nie pozwala mu mówić, obejmuje go a on nie potrafi mówić. Miłosierny uścisk. I tu zwracam się do moich braci spowiedników: proszę, bracia, przebaczajcie wszystko, zawsze przebaczajcie, nie wtrącając się zbytnio w sumienia; pozwólcie ludziom mówić swoje rzeczy, a wy przyjmijcie to tak, jak Jezus, czułością swojego spojrzenia, milczeniem swojego zrozumienia. Proszę was, sakrament spowiedzi nie jest po to, by torturować, jest po to, by obdarzyć pokojem. Przebaczajcie wszystko, jak Bóg wam wszystko przebaczy. Wszystko, wszystko, wszystko.

W tym okresie Wielkiego Postu, ze skruchą w sercu, wyszeptajmy i my jak celnik: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” (w. 13). Uczyńmy to razem: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!". Boże, kiedy zapominam o Tobie lub zaniedbuję Ciebie, kiedy przedkładam własne słowa i słowa świata nad Twoje Słowo, kiedy uważam się za sprawiedliwego i gardzę innymi, kiedy plotkuję o innych, Boże, zmiłuj się nad mną, grzesznikiem. Kiedy nie troszczę się o tych, którzy mnie otaczają, kiedy jestem obojętny wobec tych, którzy są ubodzy i cierpiący, słabi lub zepchnięci na margines,  Boże, zmiłuj się nad mną, grzesznikiem. Za grzechy przeciwko życiu, za złe świadectwo, które oszpeca piękne oblicze Matki Kościoła, za grzechy przeciwko stworzeniu, Boże, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem. Za moje fałsze, za moją nieuczciwość, za mój brak przejrzystości i prawości, Boże, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem. Za moje ukryte grzechy, te, których nikt nie zna, za zło, które wyrządziłem innym nie zdając sobie z tego sprawy, za dobro, które mogłem uczynić, a nie uczyniłem, Boże, zmiłuj się nad mną, grzesznikiem.

W milczeniu powtarzajmy przez kilka chwil z sercem skruszonym i ufnym: Boże, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem. W milczeniu, niech każdy powtórzy to w swym sercu: Boże, zmiłuj się nad mną, grzesznikiem. W tym akcie skruchy i zaufania otworzymy się na radość z największego daru: Bożego miłosierdzia.



Copyright © Dicastero per la Comunicazione - Libreria Editrice Vaticana